sobota, 19 lipca 2014

Indonezja - Być jak Dżakartanin

Nie łatwo jest być Dżakartaninem. Na początku bardzo się tego obawiałam. Natomiast kolejne dni pokazują, że do zupełnie odmiennych warunków jestem w stanie, krok po kroku się przyzwyczaić. Istnieją również podobieństwa polegające na tym, że zawsze miałam wszędzie daleko (do szkoły, sklepu czy do pracy) teraz jest tak samo:).

Aby dostać się do szkoły, gdzie prowadzimy zajęcia dla dzieci (a o tym później) muszę wstać bardzo wcześnie. Zazwyczaj jest to godzina 5 rano (około północy polskiego czasu), a budzi mnie Lila :) Szybko jemy śniadanie, żeby wyjść z domu i przejść odległość około 1 kilometra. Po drodze mijamy ludzi przy stoiskach z foodstreetem, artykułami gospodarstwa domowego, ludzi siedzących na krawężnikach i po prostu się na nas gapiących. Strasznie chce mi się spać i staram się obudzić po drodze i dziwie się, że ci ludzie nie śpią w swoich łóżkach, tylko wolą siedzieć na ulicy...i jeszcze coś tam krzyczeć do nas po indonezyjsku bo my bule przecież jesteśmy... (później pomyślałam, co ja bym zrobiła widząc na mojej dzielnicy ciemnoskórego człowieka... prawdopodobnie też bym się na niego gapiła:))

Po drodze mijamy meczet:


W razie gdyby nam się bardzo śpieszyło zamiast iść piechotą możemy wziąć Ojek. Jest to po prostu podwózka na motocyklu Indonezyjczyka, który proponuje to zazwyczaj zwalniając przy tobie i coś mamrocząc w bahasa, jak na razie jeszcze się nie skusiłam. Tutaj ludzie korzystają z każdej możliwości zarobku, jest to coś w rodzaju autostopu na motocyklu tylko, że za małą opłatą.
No i idziemy wzdłuż rzeki:


Po około 20 minutach dochodzimy do głównej drogi w Depoku i łapiemy busa o nazwie Angkot. Są to niebieskie busiki bez drzwi do których się wskakuje, a później wyskakuje. Nie ma biletów, jedynie płaci się przy wyjściu minimum 2000 rupii indonezyjskich (około 50 groszy) za jeden przejazd.Nie ma rozkładów jazdy, busiki jeżdżą jeden za drugim w odstępie paru minut i pomieszczą około 10 osób. Nie ma przystanków autobusowych, jak chcesz wysiąść to oznajmiasz kierowcy, żeby się zatrzymał w tym miejscu i wyskakujesz :)


Wyskakujemy i przechodzimy na drugą stronę ulicy, przemykając między samochodami i motocyklami, pomimo zielonego dla nas światła. Dalej skrótem do kolejki miejskiej (jakieś 5 minut drogi).


Przed wejściem na stację należy zakupić kartę, na którą ładuje się punkty. Punkty umożliwiają otwarcie bramek, jest to strasznie wygodne, bo nie trzeba kasować biletu. Za jeden przejazd płacimy 2500 IDR czyli około 65 groszy. Zazwyczaj wybieramy wagon przeznaczony tylko dla kobiet. W całym pociągu 2 wagony (pierwszy i ostatni) są różowe, czyli mają do niego wstęp tylko kobiety. Wagony kobiece są pilnowane przez co najmniej jednego policjanta, więc czujemy się w miarę bezpiecznie :) Jedziemy jakieś 20 minut.
Pociągi rano są bardzo zatłoczone, czasem wręcz dopychane na siłę, co nie jest przyjemne... żeby wysiąść i zdążyć to zrobić trzeba się natrudzić, aby przepchać się do wyjścia. I tutaj nikt niestety nie powie przepraszam... co mnie przeraża trochę, ten tłum milczących kobiet, ściśniętych jak sardynki w puszce...


Po dotarciu na docelową stację z ulgą opuszczamy pociąg i spotykamy się na miejscu zbiórki. Dalej pozostał już tylko Bajaj (Tuk-tuk), trójkołowy pojazd prosto z Tajlandii, który dowozi nas pod same drzwi szkoły. Za tą przyjemność płacimy zazwyczaj 5000 IDR to jakieś 1.30 zł na głowę, przy 3 osobach w środku.

Po zakończonych zajęciach, około południa, udajemy się zazwyczaj na lunch również Tuk-tukiem do pobliskiego centrum handlowego. Pewnego dnia postanowiliśmy jednak przejść się trochę jedną z głównych ulic Dżakarty.


 Jeśli ktoś zgłodnieje podczas stania w korku, może skorzystać z przydrożnego streetfoodu:

Atmosfera uliczna jest wypełniona wysokim stężeniem spalin. Część z ludzi nosi więc maski na twarz, aby się od tego uchronić. 


Korki  to nieustanny problem tego miasta, dlatego jak ktoś chce być na czas najlepiej, żeby miał swój motocykl. Natomiast można stać również w korku spowodowanym samymi motocyklami...pieszy ma trudne zadanie, aby znaleźć się w tym tłumie pojazdów. Nie widać w ogóle matek z wózkami dziecięcymi. Poruszanie się w takich warunkach z dzieckiem w wózku jest bardzo utrudnione, bo nie wejdzie się do zatłoczonego pociągu ani do Angkot... Nie mówiąc już o osobach niepełnosprawnych na wózkach. W Dżakarcie nie mają oni racji bytu. Także nie jest łatwo być Dżakartaninem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz