Od razu da się zauważyć, że jedzenie jest zupełnie inne. Zazwyczaj prowokuje mnie do zadawania pytań: czy musi być takie ostre? oraz: czy musi być aż tak słodkie?. Mówię: poproszę bez cukru, odpowiadają: ale jak to, przecież cukier jest taki słodki! :)
Ale muszę przyznać, że jedzenie w naszym domu jest po prostu przepyszne! Może dlatego, że mamy cudowną kucharkę Mariję, która stara się przygotowywać same indonezyjskie przysmaki. Cała rodzina pości w dzień, ale jedzenie stoi cały czas na stole pod przykryciem i tylko czeka, aż zgłodniejemy :)
Głowa rodziny, ojciec Dhanisy oznajmił nam na początku pobytu, że jest teraz Ramadan i oni nie będą jeść z nami posiłków. Natomiast my możemy jeść kiedy chcemy i częstować się wszystkim, co będzie dla nas przygotowane i co znajduje się w lodówce. Nie wiem do końca dlaczego, ale jakoś ciężko mi sobie to wyobrazić w Polsce. Gościnność muzułmanów robi na mnie ogromne wrażenie i możemy tylko im tego pozazdrościć. Jesteśmy z Lilą dla nich zupełnie obcymi ludźmi i tak z dnia na dzień stałyśmy się ich rodziną i oni co dzień starają się o to, żeby niczego nam nie brakowało :)
Ciekawe jest to, że Indonezyjczycy lubią serwować jedzenie w malutkich porcyjkach, tak jakby chcieli spróbować wszystkiego po trochu.. Staramy się próbować wszystkiego i powoli przyzwyczajamy się do ostrości potraw :)
I trochę zdjęć jedzonka z galerii handlowej w Dżakarcie ( galerii handlowych narosło w ostatnim czasie, jak grzybów po deszczu- podobnie jak i u nas :)) co chwila jakąś napotykamy i uciekamy na jakiś czas powdychać klimatyzowane powietrze:)
Aby spróbować innych przysmaków wybraliśmy się do Bandung w południowej części Jawy, a dokładnie do "Pływającego Ryneczku" Floating Market Lembang. Tutaj razem z Lilą próbujemy integrować się z lokalsami ( oni zawsze są chętni:))
Ryneczek był otoczony pięknym parkiem ze stawami:
A oto i on:
Pływający ryneczek, czyli sklepiki znajdujące się na łódkach na których przyrządza i gotuje się jedzenie. Można podejść usiąść na małym stołeczku i zamówić pyszności.
I mój obiad gotowy :)
Po obiedzie można było umyć ręce w egzotycznym prysznicu:
ni stąd, ni zowąd spadł tropikalny deszczyk, so... tropical rain again! :)
Pomimo pory suchej prawie codziennie pada dosyć obfitym deszczem, teraz za oknem mam burzę z piorunami:) Lokalni mówią, że to z powodu zmieniającego się klimatu.
A na koniec fotka z moim ulubionym lokalsem Bondanem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz